Bernardo Francesco Paolo Ernesto Belotto… Na szczęście zwie się go także Canalettem, co dużo łatwiej zapamiętać, aczkolwiek łatwo pomylić go z wujem-malarzem o tym samym przydomku. On sam podpisał się na kilku obrazach Bernardo Belotto de Canaletto, roszcząc sobie pretensje do tytułu szlacheckiego, choć był mieszczaninem. Nie wiedzieć czemu, nie został nobilitowany do polskiego tytułu szlacheckiego na dworze Stanisława Augusta, tak jak to stało się z Dominikiem Merlinim czy Jakubem Fontaną. Czy brak indygenatu spowodowany był wiarą polskiego dworu w jego rzekomy tytuł szlachecki? Mniejsza o to. Najważniejsze, że dla Warszawiaków i przewodników wycieczek wielkim malarzem był:)
W 1767 roku, w drodze do Petersburga, utalentowany Włoch zatrzymał się w Warszawie, gdzie zaprzyjaźnił się z Baciarellim i poznał Stanisława Augusta. Nie zwlekając zbytnio, król przekupił malarza, by został na jego dworze. To jemu zawdzięczamy dziś serię wedut, miejskich pejzaży i panoram Warszawy, miasta, które, jak pisze prof. Rottermund, było mu tak samo bliskie jak Wenecja.
Wbrew powszechnym wyobrażeniom, ten przenikliwy obserwator nie spędzał życia na placach i ulicach Warszawy targając za sobą farby i sztalugi, by uwieczniać w terenie wybrane widoki. Jeśli już coś ze sobą nosił, to praprzodka aparatu fotograficznego, czyli camera obscura, dzięki której odwzorowywał na pergaminie pokrytym siatką linii kontury budynków z niemal fotograficzną dokładnością. Później odwzorowywał je w powiększeniu na płótnach w swej pracowni – to tam powstała większość jego dzieł. W zaciszu pracował nad sztafażem, zapełniając swe obrazy całą czeredą typów warszawskich, przekupek, nędzarzy, duchownych, Żydów, mieszczan…
Canaletto genialnie oddał obyczajowość ówczesnej Warszawy i nie raz szokujące zachowania mieszkańców. Choć przebywał wcześniej na dworach w Turynie, Wiedniu, Monachium i Dreźnie, to ponoć nigdzie poza Warszawą nie widział typów ludzkich tak różnorodnych i kontrowersyjnych… Z jego obrazów bije chęć ukazania ludzi epoki i warstw społecznych. Założę się, że gdyby żył współcześnie, z pewnością codziennie rejestrowałby scenki z życia Warszawiaków na autorskim fotoblogu. Wtedy jednak malował na zamówienie, i zamiłowanie do społecznych obserwacji było tylko dodatkiem do „prospektów”, ideowej propagandy Stanisława Augusta, wizytówek Warszawy i króla.
20.11.09
Subskrybuj:
Posty (Atom)