11.12.09

melancholia warszawska wg Igora Piotrowskiego

"...ci, którzy są po stronie kompleksowego planowania miasta jako maszyny do mieszkania, nie mogą być po stronie konserwatywnej melancholii. Wyobraźni pewnego typu urbanisty, inwestora kochającego wielkość i nowoczesność albo architekta-technokraty nie da się pogodzić z wyobraźnią historyka sztuki czy varsavianisty. (...)

Parafrazując zdanie Tołstoja, można by powiedzieć, że wszystkie szczęśliwe miasta są do siebie podobne, a każde nieszczęśliwe miasto jest nieszczęśliwe na swój sposób."

Ulica-oksymoron, czyli gorąca „Chłodna”

Przeczytałam właśnie książkę Igora Piotrowskiego o ulicy Chłodnej. Opisuje on dzieje „Pani Chłodnej”, „gorącej Chłodnej” swego dzieciństwa z melancholią i swego rodzaju bezradnością w reakcji na to, co się stało z tą niezwykłą arterią. A raczej – w reakcji na to, co się nie stało. Chłodna, mimo swej niezwykłej historii jest dziś ulicą martwą, niepomną dawnej świetności, uwięzioną między tym, co było, a nie jest…

Dlaczego Chłodna? Ze względu na porywiste wiatry wiejące z zachodu? Na cień i chłód, które dawały drzewa?

Co takiego działo się na tej ulicy, że tym bardziej boli i kłuje w oczy jej dzisiejsze istnienie całkiem nieobecne? Kiedyś tędy prowadziła droga na wolskie pola elekcyjne, od tej strony zalewały Warszawę wojska Szwedów. W czasach świetności pełniła rolę deptaka robotniczej Woli, szczyciła się cukiernią Sommera na rogu Żelaznej, teatrzykiem rewiowym i trzema kinami. W większości zamieszkana przez polski proletariat, miała ambicje, by nadążać za centrum miasta. W cukierni Sommera spotkać można było robotników w maciejówkach czytających gazety. Mimo swej plebejskości, mnogość sklepów, warsztatów, kamienic dochodowych i fabryk robiła wrażenie na mieszkańcach innych dzielnic, co świetnie widać w „Dziewczętach z Nowolipek” P. Gojawiczyńskiej.

To Chłodną wchodzili do Warszawy Niemcy, a potem jedną trzecią ulicy włączyli do getta, by wreszcie przerzucić nad nią drewniany most dla pieszych. Wtedy to „Bar dla wszystkich” pozostał po stronie aryjskiej, jakby Niemcy chcieli zadać kłam jego nazwie… Co ciekawe, Niemcy przechrzcili Chłodną na Eisgrubbenstrasse – ulicę lodowych kopalni. O ironio, w przeszłości żydowski sprzedawca Mosze Grzywacz handlował tutaj lodem – czy czułby się uhonorowany widząc tę nową nazwę? Chłodna z czasów getta pojawia się u Szpilmana, później Miron Białoszewski będzie o niej pisał w „Pamiętniku z powstania warszawskiego”. Na przestrzeni dziejów jest ulicą, która wzbudza emocje.

Jak pisze Piotrowski, ostateczny wyrok na Chłodnej został wykonany 10 lat po wybuchu wojny, w 1949 roku, kiedy oddano uroczyście do użytku trasę W-Z. Nie przebiega ona przez Chłodną, ulica przestaje być znaczącym szlakiem komunikacyjnym, od roku nie jeżdżą nią już tramwaje… Nadal szeroka, utraciła jednak swoje dawne funkcje.

Dziś trochę życia na ulicę wnosi istnienie klubu „Chłodna 25”. To jednak słabe pocieszenie dla autora, który jest „melancholikiem warszawskim”, który Chłodną chce pamiętać taką, jaką była kiedyś – centrum wydarzeń. Czy Chłodna jest ulicą nieszczęśliwą? To pytanie do wszystkich, którzy znają jej historię. Pytanie niezbyt dziwne, zważywszy na to, że życie w Warszawie wiąże się z ciągłym poczuciem straty, doświadczeniem tego co było, a nie jest. Chłodna, tak jak Warszawa, to jedno wielkie wspomnienie.

20.11.09

Tkanka miejska według Canaletta

Bernardo Francesco Paolo Ernesto Belotto… Na szczęście zwie się go także Canalettem, co dużo łatwiej zapamiętać, aczkolwiek łatwo pomylić go z wujem-malarzem o tym samym przydomku. On sam podpisał się na kilku obrazach Bernardo Belotto de Canaletto, roszcząc sobie pretensje do tytułu szlacheckiego, choć był mieszczaninem. Nie wiedzieć czemu, nie został nobilitowany do polskiego tytułu szlacheckiego na dworze Stanisława Augusta, tak jak to stało się z Dominikiem Merlinim czy Jakubem Fontaną. Czy brak indygenatu spowodowany był wiarą polskiego dworu w jego rzekomy tytuł szlachecki? Mniejsza o to. Najważniejsze, że dla Warszawiaków i przewodników wycieczek wielkim malarzem był:)

W 1767 roku, w drodze do Petersburga, utalentowany Włoch zatrzymał się w Warszawie, gdzie zaprzyjaźnił się z Baciarellim i poznał Stanisława Augusta. Nie zwlekając zbytnio, król przekupił malarza, by został na jego dworze. To jemu zawdzięczamy dziś serię wedut, miejskich pejzaży i panoram Warszawy, miasta, które, jak pisze prof. Rottermund, było mu tak samo bliskie jak Wenecja.

Wbrew powszechnym wyobrażeniom, ten przenikliwy obserwator nie spędzał życia na placach i ulicach Warszawy targając za sobą farby i sztalugi, by uwieczniać w terenie wybrane widoki. Jeśli już coś ze sobą nosił, to praprzodka aparatu fotograficznego, czyli camera obscura, dzięki której odwzorowywał na pergaminie pokrytym siatką linii kontury budynków z niemal fotograficzną dokładnością. Później odwzorowywał je w powiększeniu na płótnach w swej pracowni – to tam powstała większość jego dzieł. W zaciszu pracował nad sztafażem, zapełniając swe obrazy całą czeredą typów warszawskich, przekupek, nędzarzy, duchownych, Żydów, mieszczan…

Canaletto genialnie oddał obyczajowość ówczesnej Warszawy i nie raz szokujące zachowania mieszkańców. Choć przebywał wcześniej na dworach w Turynie, Wiedniu, Monachium i Dreźnie, to ponoć nigdzie poza Warszawą nie widział typów ludzkich tak różnorodnych i kontrowersyjnych… Z jego obrazów bije chęć ukazania ludzi epoki i warstw społecznych. Założę się, że gdyby żył współcześnie, z pewnością codziennie rejestrowałby scenki z życia Warszawiaków na autorskim fotoblogu. Wtedy jednak malował na zamówienie, i zamiłowanie do społecznych obserwacji było tylko dodatkiem do „prospektów”, ideowej propagandy Stanisława Augusta, wizytówek Warszawy i króla.

1.10.09

spacery w październiku

Skwer Hoovera i przewodniczka warszawska, p. Hania Dzielińska zapraszają na kolejne spacery:


"Ogromne, klasztorne ogrody, miejsce po dawnym cyrku, gdzie siłacze przegryzali podkowy, loża masońska, sztuczne kaczki pływające po prawdziwym stawie – to tylko część atrakcji, jakie będzie można zobaczyć na jutrzejszym spacerze po skarpie. Na naszej trasie pojawi się też doskonałej klasy, modernistyczna architektura, CBA, które nikogo nie zatrzymuje i kolonia drewnianych fińskich domków, w których do dziś mieszkają setki ludzi. Będzie też można sprawdzić swoją wagę na zabytkowej lekarskiej wadze, działającej od 1912 roku

Spotkanie w czwartek 1 października o godz. 18.30 na skwerze Hoovera

Cena: 10 zł/os., bilety do kupienia w barze na skwerze".


I jeszcze informacja o pozostałych spacerach dla dorosłych w październiku:



8 października (Czw), godz. 18.30– Śródmiejskie zaułki: ulica Emilii Plater (spotkanie na rogu ul. Nowogrodzkiej i E.Plater)

15 października (Czw), godz. 18.30– Wielkie miasto wielkiego prezydenta. Warszawa Stefana Starzyńskiego (start na skwerze Hoovera)

17 października (Sb), godz. 10.00– Tajemnice Starych Powązek (spotkanie przy bramie Św. Honoraty ul. Powązkowska)

18 października (Nd), godz. 14.00– Tajemnice Cmentarza Żydowskiego ( spotkanie przy bramie ul. Okopowa)

22 października (Czw), godz. 18.30– Duchy Starówki ( start na skwerze Hoovera)

29 października (Czw), godz. 18.30– Miasto pod pałac. Zaginione ulice dawnego centrum (spotkanie na rogu Świętokrzyskiej i E.Plater)

6.9.09

spacerów c.d.

SPACERY PO WARSZAWIE, ORGANIZOWANE PRZEZ SKWER HOOVERA

► 06 - 30 września PRZEWODNICY WARSZAWSCY zapraszają na zwiedzanie Warszawy:
Zapomniane podwórka, pokryte grubą warstwą kurzu miejsca nierzadko kryją historie, jakie trudno sobie wyobrazić. Często okazuje się też, że mijane przez nas codziennie, niepozorne zaułki ulic to dla poprzednich pokoleń miejsca kultowe czy wręcz odwrotnie: wyklęte i zakazane. Po pewnym czasie ich odnajdywanie może stać się prawdziwą pasją, ale żeby tak się stało, dzieje ulic, placów i skwerów warto poznawać już od dzieciństwa. Dlatego obok wykładów i spacerów dla dorosłych proponujemy najmłodszym miejskie podchody, podczas których sami odkryją, ile tajemnic może kryć Warszawa(Spacery dziecięce odbywają się przy minimalnej liczbie 5 uczestników-dzieci. W przypadku deszczu imprezy dla dzieci odbywają się we wnętrzu)
Na życzenie grup możemy zorganizować spacery w jęz. ang, niem, franc, włoskim. Minimalna liczba uczestników: 10. Informacje pod adresem: warsawwalks@wp.pl

Imprezy dla dzieci – niedziela godz. 17:00 /ceny : Dziecko 15 zł (rodzic towarzyszący – 5 zł)
Bilety rodzinne: rodzice + dziecko= 20 zł,
Rodzice + 2 dzieci = 30 zł
Imprezy dla dorosłych – czwartek godz. 18:30/ cena : 10 zł
Bilety na spacery można nabyć w barze.

program na wrzesień:
03.09 (czw) godz. 18.30: Okolica czekoladą pachnąca (spacer dla dorosłych. Spotkanie na ul. Szpitalnej róg Górskiego)
06.09 (nd) godz. 17.00: Staromiejski zwierzyniec (podchody dla dzieci)
10.09 (czw) godz. 18.30: Warszawskie ścieżki Fryderyka Chopina (spacer dla dorosłych)
13.09 (nd) godz. 17.00: Jak Warszawę budowano (podchody dla dzieci)
17.09 (czw) godz. 18.30: Kochanki, skandalistki, matrony czyli warszawianek portret przekorny (spacer dla dorosłych)
20.09 (nd) godz. 17.00: Bohaterowie z dalekich krain: skąd się wzięły pomniki w Warszawie (podchody dla dzieci)
24.09 (czw) ) godz. 18.30: Praga – dzielnica z duszą (spacer dla dorosłych Spotkanie na podwórku Fabryki Trzciny, ul. Otwocka 14)
27.09 (nd) godz. 17.00: Zakręcony róg jednorożca czyli magiczne dzieje Warszawy (podchody dla dzieci)

ZBIÓRKA PRZY KASKADZIE WODNEJ

Warszawa Prusa i Gierymskiego

Skończyłam czytać "Warszawę Prusa i Gierymskiego" Artura Międzyrzeckiego. Książka jest świetną wędrówką literacko-malarską po Warszawie z "lat miedziorytowych", czyli 70-tych i 80-tych XIX wieku. Mnóstwo tu opisów i anegdot, z których wyłania się, nie zawsze najlepszy, obraz starej Warszawy. Z jednej strony na Chmielnej można było znaleźć "zaspokojenie wszelkich potrzeb i przyjemności życia", z drugiej zaś ludzie nagminnie umierali na tyfus brzuszny. Brak kanalizacji i analfabetyzm niekoniecznie szedł w parze z pretendowaniem do miana "Paryża Północy"...

Podobno w roku 1882 "ostrzegano, by wieczorami nie zapuszczać się dalej niż do Nowogrodzkiej. Można było wrócić bez butów, palta, marynarki." Niewychowanych, zaczepiających kobiety młodzieńców, nie raz trzeba było przywoływać do porządku trzciną z wąsa wielorybiego... Cóż to były za czasy!

Polecam:)

Śladami "Lalki" B. Prusa




W sobotę wybrałam się na PTTK-owski spacer śladami "Lalki" Prusa, pt. Od salonów do slumsów Warszawy. Kiedy byłam w liceum, uważałam Prusa za nudziarza, tak samo jak ideały pozytywizmu. Dzisiaj czytam dawną lekturę szkolną na nowo, szukając śladów Warszawy. Nietrudno o nie. Prus, społecznik i baczny obserwator obyczajów Warszawiaków, znakomicie oddał sytuację społeczną epoki, a zarazem obraz miasta. W jego opisach można odnaleźć dawne Stare Miasto, Krakowskie Przedmieście, Powiśle, Łazienki itd.

Pomysłodowacą ścieżki jest polonista, p. Paweł Waszak. Spotkanie zaczyna się na Krakowskim Przedmieściu nr 7, w bramie obok Księgarni Bolesława Prusa. To tutaj Prus umiejscowił sklep galanteryjny Wokulskiego, a w nieistniejącej już oficynie pokoik Rzeckiego. W Hotelu Europejskim Wokulski urządził bankiet, aby olśnić Izabelę Łęcką. Z salonów Krakowskiego Przedmieścia schodzimy w dół Karową w stronę Powiśla. To tutaj Wokulski rozmyślał o sytuacji zamieszkujących Powiśle nędzarzy. Następny przystanek to już UW - wówczas Szkoła Główna, na której i Prus i Wokulski studiowali nauki ścisłe. Tymczasem w domu na Krakowskim Przedmieściu nr 4 widnieje tablica informująca, iż tutaj znajdowało się mieszkanie Wokulskiego. (Jednak ze względu na bliskość zakładu Pod Karasiem i szemranego towarzystwa, poddaje się tę lokalizację w wątpliwość.)

Pomnik Bolesława Prusa znajduje się w miejscu dawnej redakcji Kurjera Codziennego, w którym autor drukował powieść w odcinkach. Podobno miał lęk wysokości, dlatego rzeźbiarka nie umieściła go na cokole:)

Jesienne spacery po Mokotowie - Park Morskie Oko




Rozpoczął się już na dobre sezon jesiennych spacerów po Mokotowie! Organizowane są co tydzień przez PTTK, a finansowane przez Urząd Miasta. Świetna inicjatywa. Dzisiaj odbył się spacer pt. Morskie oko, czyli zacisze błękitnej księżnej. Chodzi oczywiście o księżną Elżbietę Izabelę z Czartoryskich Lubomirską, która założyła park pod koniec XVIII w. Było to wówczas szeroko zakrojone założenie pałacowo-parkowe, iście romantyczne, dzikie. W czasach jego świetności liczne drzewa i krzewy sprzyjały intymnym spotkaniom i chroniły przed oczami ciekawskich mieszkańców dworu, a sztuczne, nawiązujące stylem do gotyku "ruiny", i groty przydawały tajemniczości. Dawna skarpa wiślana poprzecinana była siecią poplątanych alejek oraz ogrodowych altanek.



To tędy przechadzała się "błękitna markiza" (uwielbiała niebieskie krynoliny), o której Niemcewicz pisze, iż „była to niepospolita osoba, pełna światła, nauki i uprzedzeń razem; gwałtowna w upodobaniach do osób i znów niechęciach ku nim, szlachetna, dobroczynna, hojna(...), nie cierpiąca przeszłości, zawsze tylko obecną zajęta chwilą, zawsze chciała być młodą i, nieuważna na lata, żyła jak młoda(...) wszystko, co polskie, niemiłym i nieświeżym jej było”. Piękna i bogata, niekochana przez matkę, przelała swą niechęć do kobiet na własne córki. W dzieciństwie kochała się w swoim kuzynie Stanisławie Auguście Poniatowskim. Początkowe uczucie do króla z czasem przerodziło się we wrogość. Poślubiła Stanisława Lubomirskiego, późniejszego marszałka wielkiego koronnego. Hojna i dobra dla ubogich, nieprzychylnie odnosiła się do własnych dzieci.

Do budowy założenia pałacowo-parkowego księżna marszałkowa zatrudniła kolejno dwóch architektów; Schroegera, a potem Zuga. Za jej czasów powstała istniejąca do dziś od strony ul. Puławskiej glorietta flamandzka (przerobiona na Domek Mauretański) oraz wieża-gołębnik. Dziś z tej wieży codziennie o 17.00 wybrzmiewa "Marsz Mokotowa", napisany przez członków zgrupowania Baszta, walczących na tych terenach w Powstaniu Warszawskim. Sam pałacyk mokotowski był kilkakrotnie przebudowywany oraz zmieniał właścicieli. Przebudowy podjęła się Anna z Tyszkiewiczów-Potocka, (później Dunin-Wąsowiczowa), a po niej Franciszek Karol Szuster, który wybudował również swoje rodzinne mauzoleum (istnieje do dziś). Z rodziny Szustrów pochodził Jerzy Waldorff, którego ponoć widywano, jak odwiedzał grobowiec swoich przodków, zanim ekshumowane zwłoki zostały przeniesione na Powązki.



W 1939 roku Pałacyk Szustrów spłonął. Odbudowany, spłonął kolejny raz w powstaniu warszawskim. Cały teren był rozjeżdżany czołgami przez Niemców, ucierpiały nie tylko zabudowania, ale i drzewostan. W 1962 roku pałacyk odbudowano. Dziś stoi spokojnie wśród drzew, nieme wspomnienie dawnych czasów i właścicieli. Mieści się w nim siedziba założonego przez Stanisława Moniuszko, Warszawskiego Towarzystwa Muzycznego.

23.6.09

POKREWNE DROGI - RETROSPEKTYWA WSPÓŁCZESNEJ FOTOGRAFII HISZPAŃSKIEJ

Instytut Cervantesa zaprasza miłośników fotografii i nie tylko na wernisaż wystawy "Pokrewne drogi - Itinerarios afines" w najbliższy czwartek 25 czerwca o 18h20.

Pokazane zostaną prace najlepszych współczesnych fotografów hiszpańskich, takich jak Chema Madoz (nie trzeba nikomu przedstawiać), Ouka Leele (genialne kolorowane poematy fotograficzne), Javier Vallhonrat (znany w Polsce z fotografii mody dla Vogue'a i innych), Bleda i Rosa, Ferran Freixa, Cristina Garcia-Rodero, Angel Marcos, Xavier Ribas.

Na wernisażu obecny będzie Chema Madoz we własnej osobie, oraz Oliva Maria Rubio, kuratorka wystawy z barcelońskiej "Fabryki".

Wystawa będzie dostępna do 30 sierpnia - Prawdziwa gratka!!!

Instytut Cervantesa
Ul. Nowogrodzka 22
Sala Wystawowa, V piętro

15.4.09

Hiszpańska wojna domowa w oczach korespondentów wojennych

14 maja 2009 w Instytucie Cervantesa na ul. Nowogrodzkiej 22 odbędzie się wernisaż wystawy pt. Korespondenci hiszpańskiej wojny domowej w latach 1936-39. Wystawa ta należy do szczególnych. Po pierwsze, ze względu na fakt, iż ukazuje wojnę oczami korespondentów wojennych z całego świata, którzy udowodnili, iż konflikt, choć rozgrywał się w granicach Hiszpanii, był w rzeczywistości wojną międzynarodową.
Codziennie i o każdej porze z budynku Telefoniki owi korespondenci przesyłali swoje teksty do cenzora, by wreszcie przekazać je drogą telefoniczną do swoich gazet, gdzie pojawiały się na pierwszych stronach w co najmniej kilkunastu krajach. Po drugie, i po najważniejsze, ponieważ jednym z tych wielu korespondentów wojennych, u boku George’a Orwella, Ernesta Hemigwaya, Johna Dos Passosa, Mijaiła Koltsova zwanego „uchem Stalina w Madrycie” i innych, znajdował się również Polak, Ksawery Pruszyński.

Pruszyński, po dotarciu do ogarniętego wojną Madrytu, instaluje się jak inni dziennikarze w Hotelu Gran Vía, by stamtąd pisać reportaże dla „Wiadomości literackich”. To dziś unikatowe dokumenty być może pierwszego polskiego korespondenta wojennego z prawdziwego zdarzenia. Mimo ewidentnie lewicowych upodobań, które nie każdemu muszą odpowiadać, sprawozdania Pruszyńskiego z wojennej zawieruchy, ruchu oporu w Madrycie i sytuacji walczących stron są po dziś dzień fascynujące i plastyczne. Więcej opisów możemy znaleźć w jego książce „W czerwonej Hiszpanii”. Podczas wystawy oprócz samych kronik wojennych, zaprezentowane zostaną również pamiątki po tym niezwykłym człowieku, dzięki życzliwości jego syna, pana Stanisława, który jest równie ciekawą postacią.

Siedzimy z panem Stanisławem w jego restauracji Radio Café na Nowogrodzkiej 56, która jest zarazem siedzibą Klubu Stowarzyszenia Pracowników Radia Wolna Europa. Pan Stanisław pracował w latach 1955/56 w polskiej sekcji Radia Wolna Europa w Monachium, (po przemianie ustrojowej sekcja została zamknięta). Obecnie honorowym prezesem Stowarzyszenia jest Władysław Bartoszewski. Pan Stanisław opowiada nam o ojcu oraz o swojej własnej burzliwej biografii, nie nadążam notować; Wielka Brytania, Kanada, Francja i Meksyk pojawiają się naprzemiennie w lawinie wspomnień. Rozmawiamy o znajomości Ksawerego z Julią Hartwig, o Milewiczu i Michniku, o spuściźnie literackiej reportera, wreszcie o okolicznościach jego śmierci.

Teraz pozostaje zaczekać do 14 maja, i poczytać kroniki z hiszpańskiej wojny domowej, która – nie ulega wątpliwości – była zarazem wojną "prasową" na skalę międzynarodową. Gorąco polecam i zapraszam.

magda

13.4.09

stolica jak galaktyka

Nie mów dwa razy - ratunku, Warszawa! Żaden kręty labirynt, wręcz przeciwnie, rozlana wzdłuż i wszerz betonowa kałuża. Wychodzisz z domu i wsiąkasz w ulice, tu nawet niebo ma kolor ulicy. Aleje ciągną się na szaro, na socreal, na wprost, na opak i wspak. Zegary biegną wstecz, bo wszystko jest na wczoraj. Miastem rządzą przejściowi prorocy, Maria Awaria, kofeina, prozak, i bezprzewodowy internet.

Stolica jak galaktyka - pełna samozwańczych gwiazd i ciemnej materii. A może nawet zderzenie galaktyk? Stukot wysokich obcasów w Atrium nijak nadąża za przemykającym w podziemiach Centralnego typowym Warszawiakiem z Białegostoku. Bo to planeta przyjezdnych, w której łatwiej znaleźć Wietnamczyka z Hanoi niż tubylca z Warszawą w genach.

To w tym mieście, gdy na Żurawiej szyją się gorsety, a wnuk Fogga remiksuje "Tango milongę", za wycieraczkami aut na parkingach mnożą się bez końca kuszenia gołych bab. Budynki JW Construction jak zigguraty i piramidy Jossera, szklane biurowce, cuchnące kebaby i zamknięte osiedla tłoczą się w tej samej przestrzeni, bo spece od gospodarki przestrzennej i feng shui dawno stąd uciekli. Wystarczy. Wysiadam na stacji Centrum, metro ciągnie za sobą niedokończone spojrzenie.

Zabieram je ze sobą.

magda

start, czyli po co, na co, i dlaczego:)

WARSZAWA Z WYBORU to właściwie jedyny naturalnie napraszający się tytuł dla tej opowieści, którą będę tu kontynuować w formie mniej lub bardziej chaotycznej, dla siebie i dla wszystkich, którzy być może się w niej odnajdą. Czekam na komentarze, ciągi dalsze, pomysły, inspiracje, pogawędki i rzeczywiste spotkania ze wszystkimi, którym podobna wrażliwość podsuwa zbliżone obserwacje, lub wręcz przeciwnie, widzą Warszawę zupełnie inaczej. Ważne jest to, że - krótko mówiąc - chodzi o Warszawę, o to, czym była i jest, i co się w niej dzieje:)

m.